Czy krytyka w pisaniu jest potrzebna?
Cześć! Dziś chciałabym poruszyć dość drażliwy temat, jakim jest krytyka w pisaniu. Musiałam się zmierzyć z masą krytyki, gdy skończyłam pisać książkę (przeczytaj o mojej książce) i dałam ją moim bliskim do ocenienia. Wtedy się dowiedziałam, że krytyka dzieła wpływa na mnie zupełnie inaczej niż krytyka mojej osoby. I że jest dużo trudniejsza do udźwignięcia.
Dlaczego krytyka tak boli?
Nikt nie lubi być krytykowanym. Nie jest to przyjemne, sprawia, że czujemy się osaczeni. W codziennym życiu często stykamy się zarówno z krytyką nieuzasadnioną, jak i konstruktywną. Podobnie jest w przypadku książek i, jak zakładam, ogólnie różnych dzieł. Niby podobnie, a jednak zupełnie inaczej.
Pamiętam, jak swojego czasu miałam na studiach zrobić biznes
plan pewnego projektu. Narobiłam się, a mój biznes plan i tak został ostro
skrytykowany przez prowadzącą zajęcia. Było mi przykro, ale po kilku godzinach
zapomniałam o tym i właściwie nie wpłynęło to na mój nastrój.
A gdy mój narzeczony czytał moją książkę i zaczął sugerować pierwsze poprawki,
musiałam zebrać w sobie całą siłę woli, żeby się nie rozpłakać.
Dzieło jest czymś bardzo osobistym. Pisząc książkę, autor
staje przed Wami, Czytelnikami, nago – pokazuje takie części siebie, których
nikt inny nie widział. Nie osłania się. Widać cellulit na udach, krzywe kolana
i jakąś brzydką bliznę z dzieciństwa na brzuchu – bo nikt nie jest idealny. Nie
ma także idealnych książek. Dlatego krytyka dzieła boli autora bardzo mocno,
zwykle bardziej, niż krytyka jego osoby.
To jedynie od nas zależy, czy wyrazimy krytykę cudzego dzieła z szacunkiem –
mając na uwadze, że autor włożył w nie całe swoje serce – czy też nie. Bardzo
często widząc książkę, zapominamy o człowieku, który ją stworzył.
Pisanie to podróż
Pisanie jest nigdy nie kończącą się wycieczką. Z każdą
kolejną historią pisarz ulepsza swój warsztat, tworząc coraz zgrabniej
zbudowane treści. W tym procesie krytyka jest kluczowa: to ona pozwala autorowi
zauważyć, co poszło nie tak i gdzie jest jeszcze pole do poprawy.
Na początku odbierałam konstruktywną krytykę jako atak, głównie z powodu na
formę w jakiej była mi podawana (można powiedzieć „to zdanie brzmi niezręcznie”
albo „to zdanie brzmi idiotycznie” – niby przekazujemy to samo, a różnica w
odbiorze jest ogromna). Odkąd ją traktuję jako sposób na naukę, krytyka nie
boli mnie już tak bardzo, za to pomaga mi w podróży przez krainę pisania.
Czasami się zdarzało, że ktoś mi mówił „ten fragment trzeba zmienić. Ja bym tą akcję rozwinął tak i tak”. Były oczywiście sytuacje, w których ten rodzaj krytyki był pomocny (np. fragment był nielogiczny albo niespójny), ale zwykle tylko mnie irytował – skoro w książce jest tak, a nie inaczej, to znaczy, że taka była wizja autora. Miałam często ochotę odpowiedzieć: „jeśli masz inny pomysł to świetnie! Siadaj i pisz. Chętnie przeczytam Twoją książkę”. Pisarz ma prawo do swojej wizji, z którą Czytelnik nie musi się zgadzać. Uważam, że żadna z wizji nie jest ani lepsza ani gorsza – po prostu jedna z nich jest w książce, a druga nie 🙂
Dodaj komentarz