Cześć! Dziś krótki post z podsumowaniem pierwszego tygodnia przedsprzedaży „Chinopolu”. Opowiem o moich przewidywaniach i o ich konfrontacji z rzeczywistością, o tym, co zrobiłam dobrze, a o tym, co źle.
Byłam pesymistką
No, nie do końca 😀 Szczerze mówiąc, uważam, że byłam realistką, po prostu w innej rzeczywistości 😀
Gdy 30 marca zostało mi się kilkanaście godzin do rozpoczęcia przedsprzedaży „Chinopolu”, ustawiłam sobie pewien cel – sprzedać 25 książek. Planowałam zamówić nakład w wysokości 100 egzemplarzy (rozważałam nawet mniejsze), więc jeśli sprzedałabym 25 to zostałoby mi jakieś 50 na sprzedaż po premierze (pozostałe 25 muszę przeznaczyć na różnego rodzaju akcje promocyjne). Wydawało mi się to rozsądnym pomysłem, a przede wszystkim – realistycznym planem.
Rzeczywistość kontra wyobrażenia
Tak oto minęło dokładnie 7 dni od startu przedsprzedaży, a ja sprzedałam 63 książki.
Moje plany musiały ulec zmianie. 100 egzemplarzy, biorąc pod uwagę, że 25 jest mi potrzebnych na promocję, zostawiłoby mnie z 22 książkami na premierę (!). To jednak trochę mało. Uznałam więc, że najlepiej będzie zamówić 200 egzemplarzy i tak zrobiłam. Tyle jestem w stanie przechować na swoich 40 metrach kwadratowych i sprzedać 🙂
Sukcesy i porażki
Co poszło dobrze w tym tygodniu? Z czego jestem zadowolona?
- Grafiki – pomimo, że nie są piękne, to są przyzwoite i przede wszystkim, spełniają swoją funkcję. Zajęły mi trochę czasu, ale są przejrzyste i przyjemne dla oka, a o to w nich chodziło.
- Wykorzystanie kanałów komunikacji – trąbiłam o książce zarówno na Facebooku, na newsletterze, jak i na Instagramie. Na blogu także pojawiły się odpowiednie treści. Jak na pewno zauważyliście, właściwie codziennie przypominałam o przedsprzedaży i dobrze zrobiłam, bo niektóre osoby moje InstaStories obejrzało dopiero wczoraj i gdybym nie wspomniała wczoraj o przedsprzedaży, to te osoby mogłyby nie kupić książki.
- Swoje podejście – jakkolwiek to zabrzmi, jestem zadowolona z własnego podejścia do tej sprzedaży. Nie stawiałam sobie w zasadzie żadnych celów, co pozwoliło mi się cieszyć z każdego sprzedanego egzemplarza.
- Wynik – wiadomo, 63 książki to nie 630 ani 6300 😉 ale jak na osobę z tak małą społecznością to naprawdę dobry wynik.
Co poszło źle lub nie przyniosło rezultatów?
W zasadzie tu mogę wymienić tylko jedną rzecz: reklamy płatne na Instagramie i Facebooku. Wypróbowałam je za niewielkie pieniądze – 60 zł – żeby po prostu zobaczyć, czy przynoszą jakikolwiek efekt…. I nie przyniosły w zasadzie żadnego, poza kilkoma nowymi followersami. Widziałam jednak, że kilkadziesiąt osób zapisało sobie reklamę na Instagramie, więc niewykluczone, że później kupią książkę.
Zrobię wam kolejne podsumowanie, gdy skończy się cała przedsprzedaż. Jeśli macie jakieś pytania, śmiało zostawcie je w komentarzach, na pewno odpowiem
Dodaj komentarz