Usłyszałam dziwny szelest za plecami. Odwróciłam się, ale w ciemności nie mogłam niczego dostrzec. Ruszyłam dalej. Rytmiczny marsz dodawał mi otuchy – była to jedyna przewidywalna, powtarzalna rzecz w tej głuszy, na jaką mogłam liczyć. W końcu las zaczął się przerzedzać. Po chwili zobaczyłam w oddali miasto roziskrzone milionem świateł. To była moja ziemia obiecana. Tam mogłam zacząć żyć i przestać uciekać.
chinopol
1 wpis